Wpisy

Idealny proces sprzedaży - szkolenia sprzedaż

Moje ulubione pytanie, podczas konsultacji z przedsiębiorcą brzmiało:

„Co byś zrobił, gdyby nie było żadnych ograniczeń dla Twoich możliwości?”

Zazwyczaj reakcją było spojrzenie z wyrazem „WTF?” na twarzy, zawieszenie się, uznanie mnie za idiotę lub banały typu „zarobiłbym więcej pieniędzy”. To będzie bardzo krótki post, ale koncepcja bardzo potężna.

Biznesy mają kłopoty niemal wyłącznie z jednego powodu:

  • zbyt niski poziom sprzedaży
  • i/lub zbyt niskie marże

Ale to nie jest prawdziwy powód kłopotów. To tylko objaw.

Prawdziwym powodem, dla którego – szczególnie mały – biznes ma kłopoty jest to, że jesteś ANONIMOWY. Ludzie o Tobie nie wiedzą, nie znają Cię, zatem nie mogą Ci zaufać i od Ciebie kupować. Prawdziwym kłopotem jest to, że nie istniejesz (dla nich).

Zakładam, że to co oferujesz pomaga ludziom. Zakładam, że jesteś uczciwy i nie naciągasz kupujących. Zakładam, że jesteś przyzwoitym człowiekiem. Jeśli tak jest, pozwól, że przedstawię Ci słowo, które powinno być w 2015 roku Twoją mantrą – OMNIPREZENCJA.

Nietzsche twierdził, że najwyższą formą ludzkiej głupoty jest zapominanie o tym, co chcemy osiągnąć. Czyli rozpraszanie się. Nietrudno rozpraszać się będąc jednoosobową lub małą firmą, bo trzeba zajmować się tyloma rzeczami. A może jednak nie trzeba?

Ostatnio, w ramach pytań na które odpowiadam za darmo, ktoś zapytał mnie o zwiększenie sprzedaży. Odpowiedziałem tej osobie, że celem jej firmy nie powinno być zwiększenie sprzedaży jako cel sam w sobie. Celem jej firmy – i TWOJEJ – powinna być totalna dominacja branży, w której jesteś. Twoim celem powinien być MONOPOL.

Ale zaraz, zaraz, powiesz. Monopol jest nieuczciwy. Owszem, z punktu widzenia klienta nie jest korzystny, ale z punktu widzenia firmy – jest jedynym celem. Google nie ma na dobrą sprawę konkurenta. Facebook nie ma na dobrą sprawę konkurenta. Microsoft nie ma na dobra sprawę konkurenta. Możemy się spierać czy są monopolami czy nie są – w każdym razie są tak blisko, jak blisko da się być.

W jaki sposób te firmy osiągnęły tak potężną przewagę? Przede wszystkim, dlatego, że totalna dominacja była ich celem. Ale sposobem w jaki tego dokonały, była OMNIPREZENCJA, czyli obecność wszędzie gdzie się da, tam długo jak się da i najlepiej w tym samym czasie.

Mówisz, że nie masz na to pieniędzy? Nie potrzebujesz pieniędzy, tylko czasu, energii i pomysłów.

W ramach noworocznych przemyśleń, powiedz mi, co byś zrobił, gdyby w 2015 roku Twoja firma miała całkowicie zdominować branżę, w której jesteś?
Od czego byś zaczał – TERAZ, mając to co masz i nie mając tego, czego NIE masz – żeby być obecnym wszędzie gdzie się da, tak długo jak się da?
Co byś zrobił już teraz, żeby rozpocząć proces monopolizowania Twojego rynku?

Jeśli zwiększyć swoją ekspozycję, zwiększysz swoją sprzedasz i swoje zyski. Sprzedaż jest wtórna. Ekspozycja jest podstawą. W 2015 roku bądź wszędobylski.

Idealny proces sprzedaży - szkolenia sprzedaż

Od razu przenosimy się w czasie.

Są lata 30-te XX wieku i jesteśmy w Nowym Jorku. Jest sam środek potężnego kryzysu (wiem, nic nowego, nie trzeba się przenosić). Twoim zdaniem jest sprzedawać bilety do kina. Powiedzmy sobie szczerze – filmy nie są artykułem pierwszej potrzeby. Poza tym, jeśli bliżej się nad tym zastanowić, kino, teatr, opera czy muzeum to miejsca, do których wchodzisz, płacisz a później wychodzisz bez niczego namacalnego w rękach (okradanie muzeum się nie liczy).

Tak więc, nie dość, że mamy kryzys, musisz sprzedawać bilety na coś co pozostawia po sobie jedynie wrażenia emocjonalno-estetyczne. Dość trudne zadanie. Dlatego paru facetów podeszło do tego bardzo naukowo. I co?

I okryli, że jeśli potencjalnego kupca wystawi się na  bodziec zachęcający do obejrzenia filmu minimum 7 razy w ciągu 72 godzin (spieszyli się, bo repertuar zmieniał się dość często) znacznie wzrasta szansa, że do kina pójdzie.

Tym cudownym sposobem narodziła się Zasada Siedmiu. Bardzo przydatna w marketingu, o czym więcej już za chwilkę.

A teraz wracamy tu i teraz. Załóżmy, że jesteś właścicielem małego biznesu. Niech będzie, że prowadzisz mała osiedlową knajpkę z chińszczyzną. Poza pocztą pantoflową stosujesz ulotki. Załóżmy teraz, że wiesz co robisz i ulotka stworzona jest z punktu widzenia marketingu bezpośredniego poprawnie (wiem, wiem, okrutny żart). Czyli sprzedajesz korzyści dla Klienta wspierając się cechami Twojej oferty, masz coś unikalnego, całość napisana jest profesjonalnie  „pod potrzeby” Klienta. Ba! Wiesz nawet kto jest grupą docelową – jednym słowem, bank rozbity.

Ulotki zostają rozdane, oczekiwanie w podnieceniu, kucharze grzeją woki, a wietnamska zupa Pho w Twojej chińskiej knajpie wesoło bulgocze a garnku. I co? I nic. Lub przynajmniej niewiele. Ale do cholery czemu?

No właśnie? Czemu? Przecież to nielogiczne. Dobra oferta dająca korzyść złożona właściwym osobom. Ten cholerny marketing bezpośredni nie działa! Stracone pieniądze!

Po pierwsze nie stracone. Po drugie, nie jest to wcale takie nie-logiczne.

Wracamy do Zasady Siedmiu. To, że Twój potencjalny Klient nie zareagował za pierwszym, drugim czy trzecim razem, nie oznacza, że został stracony razem z Twoimi pieniędzmi. Nawet w przypadku, w którym oferta była korzystna, pamiętaj, że jesteśmy stworzeniami upartymi, leniwymi, podejrzliwymi, niechętnymi wszelkim zmianom. W dodatku mamy sporo na głowie, uważamy, że nasze życie i nasze problemy są najważniejsze oraz jesteśmy bombardowani niewyobrażalną ilością materiałów reklamowych.

Planując następnym razem akcje marketingową z góry zakładaj, że potencjalni Klienci NIE odpowiedzą. Czyli zakładaj dokładnie odwrotnie niż większość marketingowców i właścicieli małego biznesu. Tu nie ma złotego gola. Czeka Cię cała seria karnych.

Tak więc, jeśli chcesz zwiększyć skuteczność swojego marketingu, myśl perspektywicznie. Myśl do przodu. Potrzebujesz minimum parokrotnego kontaktu ludzi z Twoją ofertą. Nie potrzeba 7 „ekspozycji” w 72 godziny. To było robione ze względu na szybko zmieniający się repertuar.

Jeśli nie posiadasz produktów czy usług z datą, przed którą muszą być sprzedane, Zasada Siedmiu mówi o minimum 7 impulsach w ciągu 18 miesięcy.

Jeśli zależy Ci na wygenerowaniu obrotów jak najszybciej, ustal „sztuczny” termin.

Wróćmy do przykładu knajpki. Powiedzmy, że tym, co ma przyciągnąć do Ciebie Klientów jest deser za darmo przy zamówieniu dania obiadowego. Oraz, że na tę promocję dajesz miesiąc, w naszym przypadku będzie to cały maj. Oznacza to, że Twój budżet reklamowy musi przewidzieć rozdawanie ulotek 2 razy w tygodniu co da nam 8 ekspozycji w ciągu miesiąca.

Wtedy i tylko wtedy, będziesz wiedzieć, czy oferta, ulotka i grupa docelowa były właściwie dobrane.

Marketing, co zbyt wiele osób stara się (pod)świadomie wypierać, jest agresywnym sportem kontaktowym. Dlatego nie ma tutaj miejsca na pasywność. Twoim zadaniem i Twoja odpowiedzialnością jest dotarcie do potencjalnych Klientów i zrobienie wszystkiego co niezbędne by skutecznie przedstawić im ofertę, która zostanie zapamiętana i wzięta pod uwagę.

Na koniec parę słów pod rozwagę. Stosując Zasadę Siedmiu (której skuteczność jest w marketingu udowodniona od ponad 80 lat) pamiętaj SKRAJNIE ważną rzecz – Twoja grupa docelowa musi być taka sama. Zasada Siedmiu sprawdzi się tylko i wyłącznie wtedy, gdy ta sama osoba – w naszym przypadku – otrzyma w ciągu  4 tygodni 8 ulotek Twojej restauracji.

Na tym polega określenie grupy docelowej. Czyli tej, do której możesz wracać. W przeciwnym wypadku, zrobisz to, co robi większość rozdając materiały marketingowe przypadkowym osobom. Bez możliwości późniejszego wzmocnienia.

Oczywiście Zasada Siedmiu nie dotyczy tylko ulotek. Strona Twojej firmy, broszury, seminaria, każdy kanał dystrybucji i pozyskiwania Klientów jaki stosujesz – wykorzystaj ją wszędzie.

Zaplanuj swój marketing precyzyjnie, lub zgłoś się do mnie bym mógł Ci pomóc.